Miarowy
odgłos działającej aparatury nadawał rytm słabo bijącego serca Reginy, która
leżała nieprzytomna na jednym ze szpitalnych łóżek, podpięta ze wszystkich
stron do różnego rodzaju przewodów. Jej klatka piersiowa nieznacznie unosiła
się i opadała, a jednak oprócz tego nic nie wskazywało na to, że mogłaby żyć.
Na twarzy nie było ani śladu makijażu, przez co pani burmistrz wyglądała
całkowicie inaczej… Tak niewinnie i bezbronnie, choć wciąż pozostawała piękna
jak zawsze, jakby jej życie wcale nie było zagrożone, a ona sama potrzebowała
tylko krótkiej drzemki by się naładować, a potem jak gdyby nigdy nic powrócić
do swoich codziennych obowiązków. Blade usta były całe popękane i
spierzchnięte, a włosy w totalnym nieładzie, lecz nikt się tym nie przejmował.
Zwłaszcza osoba siedząca na krześle tuż obok szpitalnego łóżka.
Kobieta
założyła blond kosmyk włosów na ucho, pociągając lekko nosem. Siedziała tutaj
już od dobrych kilku godzin, ale nie miała zamiaru nigdzie wychodzić i
zostawiać nieprzytomnej samej. Zdawała sobie sprawę, że brunetka prędko się nie
obudzi i pewnie nawet nie wie o jej obecności, jednak czuła, że powinna tu
zostać. Zostać i trwać przy niej niezależnie od niczego. Uśmiechnęła się
nieznacznie, a pojedyncza łza spłynęła po napuchniętym policzku zmierzając
falistym ruchem aż do brody, by tam móc opaść na kolana. Kątem oka dostrzegła
uschnięte już kwiaty w wazonie postawionym przy łóżku. Przypomniała sobie jak
kilka dni temu razem z Henrym poszli do kwiaciarni pana Moe French’a, by wybrać
roślinę, którą mogliby postawić w szpitalnej Sali. Oczywiście oboje wybrali
lilie, ulubione kwiaty Reginy. Były tak samo majestatyczne i pełne wdzięku jak
i ona, a biały kolor nadawał im delikatności i niewinności.
- Nie mówiłaś, że trzeba wymienić
kwiaty. Zdążyły już uschnąć i opaść. – Emma odezwała się cicho, a jej lekko
zachrypnięty głos poniósł się po pomieszczeniu. Przez cały czas siedziała w
milczeniu, że nawet dla niej jej własny głos wydawał się dziwny. Przygryzła
dolną wargę, wyobrażając sobie, że Regina odpowiada jej jakimś docinkiem i znów
między nimi wybucha mała sprzeczka. Niestety nic podobnego się nie wydarzyło, a
cisza, jaka panowała w pokoju wydawała się być nieznośna.
Emma
nieznacznie poruszyła się na krześle, by móc pochylić się nad nieprzytomną.
Delikatnie, ledwie dotykając chłodną skórę musnęła opuszkami palców czoło, a
następnie policzek Reginy, zatrzymując się na moment na jej ustach.
- Tyle Cię ominie… - Wyszeptała po
chwili, gładząc miękkie jak aksamit kruczoczarne włosy. Wzięła głęboki,
przerywany lekkimi szlochami wdech, próbując za wszelką cenę zapanować nad
płaczem i łzami uparcie spływającymi po jej policzkach. Będąc samej w domu
zdążyła już tyle wypłakać, że dziwiła się, że jeszcze ma czym płakać i nie jest
odwodniona.
Całe jej
ostatniego dnie wyglądały zupełnie tak samo, monotonnie, pozbawione
jakiegokolwiek sensu. Potrafiła przeleżeć dosłownie cały dzień w łóżku, wstając
jedynie do toalety. Nie miała ochoty nigdzie wychodzić, a tym bardziej pracować
w biurze szeryfa. Henry, jak i jej rodzice zmartwieni jej stanem cały czas
próbowali ją jakoś podnieść na duchu, wiedząc, że może to nie przynieść
zamierzonego skutku. Jednak wciąż próbowali, nie poddawali się. Nie mogli ze
względu na jedną małą duszyczkę, która mogła na tym najwięcej ucierpieć, choć
nie była niczemu winna.
Ciche
kliknięcie zamykanych drzwi wyrwało Emmę z letargu, zmuszając ją do
wyprostowania się i przetarcia wierzchem dłoni mokrych policzków. Jak od
niechcenia, przeniosła wzrok na osobę, która weszła do środka. Jej czerwone
oczy opadły na Mary Margaret, która z miną pełną bólu stała przy wejściu. Przez
chwilę żadne z nich nie odezwało się. Blondynkę niewiele to obchodziło, chciała
tylko pobyć w ciszy z Reginą zwłaszcza, że nadchodził ten czas.
- Kochanie… - Głos krótko ściętej
kobiety w końcu rozległ się wokoło i dopiero wtedy Emma ponownie spojrzała na
matkę, która przesunęła się nieco, by wpuścić do środka kogoś jeszcze. Drzwi
uchyliły się i głowa Henry’ego niepewnie pojawiła się w szczelinie. Napotkał
lekko nieobecny wzrok Emmy i zacisnął lekko wargi, by zrobić kilka kroków do
przodu. Zanim ktokolwiek zdążył się spostrzec, Mary Margaret niezauważalnie
wymknęła się z pokoju, zostawiając ich samych.
Henry
zatrzymał się, trzymając w rękach małe zawiniątko. Jego twarz również była
czerwona od płaczu, jednak tym razem przybrał obojętną minę, próbując pokazać
innym, że jest silny, nawet jak na nastolatka. Kąciki jego warg lekko drgnęły.
Nie poruszył się, czekając na reakcję Emmy, która w milczeniu przymknęła oczy,
a kolejna porcja łez uwolniła się spod rzęs. Tyle wystarczyło. Chłopak zbliżył
się do matki, przekazując jej małe niemowlę, owinięte w niebieski kocyk.
Dziecko spokojnie spało, nieświadome rozgrywającej się właśnie sceny. Emma
odwróciła się w stronę Reginy, bawiąc się końcówką bawełnianego materiału, a
Henry przysunął się bliżej, kładąc rękę na ramieniu blondynki, chcąc tym samym
dodać jej otuchy, a co za tym szło, również i sobie. Ścisnął nieco palce, nie
mając odwagi, by w tym momencie spojrzeć na swoją drugą matkę.
- Poznaj Lily. Twoją córkę. – Emma w
końcu przerwała ciszę, kierując swe słowa do nieprzytomnej kobiety. Uśmiechnęła
się ciepło, mimo iż cały czas czuła nieznośny ucisk w klatce piersiowej, który
ani na chwilę nie chciał zniknąć. Tak bardzo chciała przekazać Reginie
niemowlę, ułożyć na jej rękach i móc się wspólnie cieszyć z ich największego
szczęścia. Cały czas te myśli sprawiały jej ból, który wręcz paraliżował.
Potrząsnęła lekko głową, chcąc pozbyć się natrętnych głosów, które cały czas
słyszała. Spojrzała na brunetkę, naiwnie wierząc, że w pewnym momencie kobieta
obudzi się, otworzy oczy i powoli wszystko wróci do normy.
- Nie martw się. Jak dorośnie będzie
dokładnie taka sama jak Ty. I nie chodzi mi tylko o wygląd, bo to już było wiadome
od początku. – Zaśmiała się nerwowo, kolejny raz zakładając włosy za uszy. –
Będzie taka piękna jak jej mama. Będzie taka majestatyczna, pełna gracji, ale
też oczywiście sarkastyczna i złośliwa. Ale będziemy ją kochać tak, jak kochamy
Ciebie. Na zawsze.
Głos się
jej załamał i Emma zamilkła, nie będąc w stanie wykrztusić z siebie więcej
słów. Zakryła dłonią usta, powstrzymując się od szlochu. Będzie musiała być
silna. Dla syna. Dla córki. Dla siebie samej. I dla Reginy. Bo tego na pewno by
chciała. Nie chciałaby widzieć Emmy w rozsypce, podczas gdy ma obowiązki i
rodzinę do opiekowania się.
-
Tracimy ją. – Głos Whale’a dotarł uszu Emmy niczym grzmot, z trwogą
rozbrzmiewając kilkakrotnie jak echo.
Kilkoro osób w białych fartuchach
krzątało się wokoło łóżka szpitalnego, pospiesznie zajmując się swoimi
zadaniami. Respirator szaleńczo działał, głośno dając znać o złym stanie
Reginy, jednak w tym momencie nikt nie zwracał uwagi na samo urządzenie, ale na
leżącą ociężałą kobietę.
-
Zróbcie coś! – Emma krzyknęła zrozpaczona, kiedy udało jej się przedrzeć przez
dwie pielęgniarki stojące przy wejściu na sale. Zbliżyła się do łóżka, a łzy
spływały po jej twarzy.
-
Mamy zbyt mało czasu, musimy podjąć decyzję, jednak wielce prawdopodobne, gdy
uratujemy dziecko, matka…- Lekarz zamilkł, wymownie spoglądając na roztrzęsioną
blondynkę. Zegar tykał, sekundy upływały, a Regina wciąż nieprzytomna leżała na
łóżku, niebezpiecznie bliska utraty dziecka podczas porodu.
Emma nie wiedziała, co robić. Miała
ochotę rozszarpać wszystko na strzępy, głupio spróbować True Love Kiss,
cokolwiek, byleby coś zrobić. Nie akceptowała żadnego scenariusza, który uwzględniałby
czyjąś śmierć. Nie tak to miało wyglądać. A tymczasem stała nieprzydatna,
czekając na główną decyzję lekarzy. I wiedziała, że jej się to nie spodoba.
Stała w miejscu, zamrożona, nie zdolna do jakiegokolwiek ruchu. Nieprzytomnym
wzrokiem powiodła na leżącą na łóżku sylwetkę, wokół której pielęgniarki
przygotowywały miejsce do cesarskiego cięcia. Nawet nie wiedziała, kiedy
dokładnie silny uścisk dłoni Davida na jej ramieniu wyprowadził ją z Sali
operacyjnej, prowadząc na ławkę na korytarzu. Dla niej już wszystko było
obojętne.
Wtem znów
poczuła czyjąś dłoń na ręce. Wzdrygnęła się i powolnym ruchem powiodła wzrokiem
w górę, napotykając zatroskane i pełne smutku spojrzenie ojca. Spostrzegła, że
Henry’ego już nie ma w pokoju, a zamiast niego lekarz stoi w kącie, czekając na
wykonanie swego zadania.
- Musimy iść.
Przycisnęła
małe zawiniątko do piersi, niepewna czy jest gotowa na krok ostateczny.
Westchnęła, a cichy jęk wydobył się z jej ust przeczuwając, co będzie za
chwilę. W końcu jednak musiała wstać. Nie mogła przeciągać tej chwili w
nieskończoność.
Podniosła
się z miejsca, wciąż czując się słabo i nieobecnie. Ignorując wszystko inne
zbliżyła się do skraju łóżka, by za chwilę móc pochylić się nad kobietą i
złożyć na jej czole delikatny pocałunek. Powoli wyprostowała się wiedząc, że
kolejna fala bólu za chwilę uderzy i tym razem może być gorzej niż wcześniej.
Ostatni raz wysiliła się na uśmiech poprzez łzy i wyszeptała tak cicho, by
tylko Regina usłyszała, co miała do powiedzenia.
- Kocham Cię.
Potem
obrazy rozmyły się i nie była do końca pewna, co się działo następnie. Widziała
jak przez mgłę, jak ojciec wyprowadza ją z Sali, a matka bierze małą Lily na
ręce. Oboje prowadzą ją jak zaklętą korytarzem przed siebie, a ona stawia każdy
kolejny krok jak lalka, którą trzeba kierować, by szła dalej. Obojętnie zerkała
na wszystkie znajome twarze. Może i jej ciało było tutaj, jednak jej dusza
została w Sali numer 3, gdzie zostawiła ukochaną, żegnając się z nią na dobre.
Zamknęła oczy, a jej myśli powędrowały w stronę największego powodu bólu, który
czuła aż zbyt wyraźnie – Jej. I wiedziała, że ich córeczka będzie żyć. Będzie
zdrowa. Dlatego, że jej matka poświęciła swoje życie za nią, zostawiając tym
samym cząstkę siebie tutaj, na Ziemi.
Lily kojarzy mi się z Lily Evans, która nie przypadła mi do gustu w HP, ale... Tutaj calkowicie to imię pasuje do małej.
OdpowiedzUsuńTyle feelsów ostatnio mi bardzo potrzeba, dlatego thank you!
To bylo piękne, od początku łzy pojawiły się w moicho oczach, ale dopóki nie pojawił się Henry zastanawiałam się, co jest Reg i ani razu nie pomyślałam o dzieciaczku. Well, teraz tylko czekać na kolejny rozdział twojego CLaF! ♥
love, xx
Lily powinna Ci się kojarzyć z Lily z serialu :D
UsuńAle bardzo mi miło, że tak się podobało i wywołało takie emocje, naprawdę, nie sądziłabym, że potrafię coś takiego zapisać w słowach :)
A kolejny rozdzialik za niedługo oczywiście!
Zabiłaś mnie tym, piękne. Tyle powiem. :')
OdpowiedzUsuńOjej, ale to chyba nie dobrze? :D W każdym razie dziękuuuje za komentarz :)
UsuńOh shit! Zabolało. Oj, zabolało jak cholera, ale to dobrze. Wzbudziłaś we mnie różnorodne emocje, co nie jest wcale takie łatwe. Dziękuję, że mogłam przeczytać coś takiego, coś tak wspaniałego jak ten shot.
OdpowiedzUsuń