No więc jedziemy z rozdziałem IV. Mam nadzieję, że się spodoba :3
Gęsty, fioletowy dym
zmącił ciszę i spokój, jakie panowały na małej, zielonej polance, tuż przy
ścieżce prowadzącej w stronę wielkiej stodoły. Chwilę po tym dwie kobiety
wyłoniły się zza dymu, jedna spokojnie stojąca w miejscu, a druga z trudem
łapiąca równowagę. Zaparła dech ze zdumienia, obserwując okolicę z szeroko
otwartymi oczami.
- Woah. To było… Intensywne. Mogłaś
mnie uprzedzić. – Wyjąkała Emma, wciąż nie mogąc uwierzyć, że przebyły taki
długi dystans w ciągu niespełna kilku sekund. Nie przywykła do podróży za
pomocą magii, toteż emocje, jakie towarzyszyły tej czynności były dla niej
ogromne.
- Przywykniesz. – Regina odwróciła
się w stronę ścieżki, i nie czekając na blondynkę ruszyła pewnym krokiem przed
siebie.
Z każdym kolejnym
krokiem coraz bardziej zbliżały się do stodoły, a pogoda coraz bardziej
pokazywała, że tutaj potrafi pokazać swoje kaprysy. Temperatura znacznie się
obniżyła, a na ziemi zalegała niewielka ilości śniegu. Nieznośna cisza mogła
wywołać ciarki na plecach, gdyż nie było słychać nawet śpiewu ptaków, które
powinny być tu obecne ze względu na rosnący na skraju gęsty las.
Kiedy dotarły już do
wielkiego wejścia, obie przystanęły w progu, uważnie badając pomieszczenie i
sprawdzając czy nie grozi im żadne niebezpieczeństwo. W środku było ciemno,
jednak nic nie wskazywało na to, że ktoś oprócz nich mógłby być gdzieś ukryty.
Na środku widniał okrąg, który jeszcze nie zniknął od czasu, gdy Zelena
próbowała rzucić klątwę i cofnąć wszystkich w czasie. W jednych w miejsc tkwiły
małe odłamki czegoś, co wcześniej musiało zostać kompletnie zamrożone.
- Jak myślisz, co to było? – Emma odezwała
się, powoli podchodząc do szczątków, a następnie kucając obok nich, by uważniej
im się przyjrzeć.
Brunetka bez słowa
zbliżyła się do kobiety, rozglądając się wokoło. Nie odpowiedziała blondynce,
która nie doczekując się jakiejkolwiek reakcji z jej strony otworzyła usta, by
wyznać swe oburzenie. Regina natychmiast uniosła dłoń, powstrzymując Emmę od
odezwania się. Coś tu jej nie pasowało, wyczuwała to, jednak nie była w stanie
dokładniej stwierdzić, co to było. Przez jakiś czas stała w bezruchu, czekając
na rozwój akcji, jednak nic niezwykłego się nie wydarzyło. Skinięciem głowy
pokazała Emmie, aby wstała i poszła za nią, w stronę wyjścia ze stodoły. I
wtedy poczuła obezwładniający chłód, który nieoczekiwanie zaczął wdzierać się
silnymi podmuchami pod ubrania.
- Co się dzieje?! – Blondynka
osłoniła rękoma twarz, starając się przekrzyczeć wichurę, które w ciągu kilku
sekund rozszalała na dobre.
Regina, nie czekając
długo na kolejną falę zimna złapała Emmę za ramię i wybiegła przed budynek,
prowadząc ją po skraju ścieżki aż w stronę granicy z lasem po przeciwległej
stronie, gdzie śnieg zalegał w mniejszych ilościach. Kiedy w końcu udało im się
uciec przed zimnem i wiatrem mogły wreszcie zatrzymać się, aby złapać oddech.
Blondynka przeczesała dłonią potargane włosy i niemal krzyknęła z
podenerwowania:
- Kurwa. Co to miało być? Widziałaś
to?! No przecież widziałaś to. Nie wierzę własnym oczom!
- Panno Swan, zdaje sobie sprawę, że
nie potrafisz utrzymać emocji i języka na wodzy, ale zważałabym na to. –
Brunetka posłała Emmie srogie spojrzenie. – Nie sądzę żeby to była sprawka
Elsy, zwłaszcza, że nikogo nie widziałyśmy. Myślę, że Gold miał rację, mamy
gościa, który również potrafi bawić się z bałwanami.
Emma zmarszczyła brwi,
słuchając jak Regina mówi coś o zabawie z bałwanami, jednak przemilczała ten
aspekt, nie chcąc wdawać się teraz w żadną sprzeczkę. Podniosła wzrok w tym
samym momencie jak spomiędzy drzew wyłonił się David, mający przewieszony przez
pas miecz. Szybkim krokiem zbliżył się do dwóch kobiet i widząc ich
przyspieszony oddech i niepewne spojrzenia uniósł brwi.
- Zgaduję, że zdążyłyście już wejść
do tej szopy. – Stwierdził, rozglądając się wokoło z ciekawością. Nie widział
wcześniej tutaj ani krzty śniegu, ale teraz wszędzie, gdzie tylko spojrzał mógł
dostrzec biały puch, połyskujący w promieniach słonecznych.
- Mamy gościa, który nie lubi mieć
towarzystwa. – Regina wzruszyła ramionami, zastanawiając się, w jaki sposób
mogliby wywabić intruza z bezpiecznego miejsca na otwartą przestrzeń. – Chyba
będziemy potrzebowali tutaj Golda.
--
Kilka godzin wcześniej.
Drobna
dziewczyna delikatnie stąpała po ośnieżonej trawie, otulając się fioletowym
płaszczykiem, który miała zarzucony na plecach. Z jej ust wydobywały się małe
obłoki pary, a lekko zaczerwieniony nos i policzki ozdobione były malutkimi
piegami. Z każdym kolejnym krokiem drzewa zagęszczały się, utrudniając jej
przejście i znacznie ją spowalniając, jednak wiedziona dziwnym przeczuciem
wciąż posuwała się naprzód, nie zwlekając ani chwili. Odrzuciła dwa grube
warkocze, które zdążyły przykleić się do spoconej twarzy i poczuła ogromną ulgę, gdy światło dzienne w końcu dosięgło
jej sylwetki, a drzewa ustąpiły rozległej łące pokrytej w całości białym
puchem. Uśmiechnęła się do siebie i ruszyła do przodu, cały czas podświadomie
będąc kierowanym na to miejsce. Nie zakrzątała sobie jednak głowy myślami skąd
to wszystko się wzięło i dlaczego zmuszało ją do wyjścia z domu i pokonania
takiej odległości na jakąś odludną polanę. Kiedy w końcu dotarła na sam środek
zatrzymała się, a po okolicy poniósł się delikatny podmuch wiatru. Z pobliskich
koron drzew wzleciało w powietrze małe stadko kruków, natomiast wiatr przybrał
na sile, targając płaszczem dziewczyny. Jej ciekawość i zdecydowanie jak za
dotknięciem magicznej różdżki zginęło, ustępując miejsca strachowi i trwodze. I
w końcu ją zobaczyła.
Szła powoli z naprzeciwka,
każdy kolejny krok wykonując z niemałą gracją i szykiem, jednocześnie
przyprawiając o dreszcze. Długa, powłóczysta suknia sunęła po śniegu, mając
dokładnie taki sam biały kolor, i gdyby nie mieniące się w słońcu cekiny,
ciężko byłoby zauważyć tren. Kobieta, która była właścicielką tego
oszałamiającego stroju miała jasne włosy spięte w wysoki kok, z którego
pojedyncze kosmyki łagodnie opadały na bladą twarz pozbawioną jakichkolwiek
emocji. Oczy w kolorze lodowatego błękitu skierowane były na dziewczynę, niemogącą
wykonać żadnego ruchu. Stała oniemiała, podziwiając urodę nieznajomej. Nie
wyglądała jak mieszkanka Storybrooke. Ba! Nie wyglądała nawet jak prawdziwa
kobieta! Czy to było w ogóle możliwe?
- Dziecko drogie… Widzę, że zadałaś
sobie wiele trudu, aby się tu dostać. Jestem niezwykle wdzięczna, że wciąż tu
stoisz. Nie boisz się mnie? – Istota w końcu odezwała się, a jej głos brzmiał
czysto jak krystaliczna łza.
Rudowłosa wzdrygnęła
się, kiedy dźwięk dotarł do jej uszu. W pierwszej chwili milczała, bojąc się
odezwać, żeby nie zepsuć tej idealnej chwili. Była kompletnie zauroczona
nieznajomą, przez co nie miała pojęcia, co powiedzieć, a nawet jak otworzyć
usta!
- Dziecinko, nie musisz się mnie bać,
nie zrobię Ci krzywdy. – Kobieta poruszyła się i mimo tego, że zbliżała się do
dziewczyny, ta wciąż stała jak zahipnotyzowana.
Zatrzymała się tuż
przed nią i uniosła rękę, prawie niezauważalnie gładząc jej włosy. Rudowłosa
poczuła chłód bijący od kobiety i na moment oprzytomniała, powoli dochodząc do
siebie. Zrozumiała, że nie jest tu bezpieczna i powinna jak najszybciej oddalić
się od nieznajomej. Niestety nie zdawała sobie sprawy, że choćby nie wiadomo
jak się starała, nie ma szans na ucieczkę.
Cofnęła się o krok,
patrząc istocie prosto w błękitne oczy. Nie widziała w nich ani jednej emocji,
ani radości, złości czy smutku. Jedyne, co mogła dostrzec, to obojętność.
Obojętność, która przerażała i wywoływała ciarki na plecach.
Krzyknęła i odwróciła
się, by rzucić się do ucieczki. Niestety było już za późno.
Czas obecny.
- Trzeci raz tam nie wejdę. Nie mam
zamiaru zamarznąć i utknąć tu na wieki. – Regina wraz z Emmą i jej ojcem
kolejny raz szybkim krokiem oddalali się od szopy, unikając mroźnego wiatru atakującego
ich jak tylko postawili stopę przy wejściu.
– Mówiłam już. Potrzebujemy Golda.
- Nie wiemy gdzie się znajduje,
podobno mieliście wczoraj z nim jakąś sprzeczkę. – Mężczyzna rzucił wyczekujące
spojrzenie, mając nadzieję na wyjaśnienie wszystkiego, co działo się dzień
wcześniej.
Blondynka skrzywiła
się nieznacznie, nie mogąc zrozumieć, co takiego znajdowało się w środku szopy,
że nie pozwalało im wejść do środka. Może Elsa rozpracowała jakieś zaklęcie
ochronne, by pilnować miejsca, przez które przedostała się do Storybrooke?
Miała tyle pytań, jednak za każdym razem jej myśli nie mogły znaleźć żadnego
racjonalnego wytłumaczenia. Nie słuchała rozmowy pomiędzy Davidem, a Reginą, a
zamiast tego ponownie skierowała swe kroki w stronę wielkiego budynku. Szła ostrożnie,
nastawiając się na kolejną porcje lodowatych podmuchów i wirujących płatków
śniegu. Ignorowała podniesiony głos brunetki, karzący się zatrzymać, ignorowała
również ojca proszącego o nie wchodzenie do środka. Była zbyt zdeterminowała i
miała zamiar dowiedzieć się, co kryje się za tym nieprzyjemnymi wiatrami.
Powoli przekroczyła
próg, unosząc rękę, aby osłonić twarz przed zefirem, którego spodziewała się
lada chwila. Odczekała kilka sekund, ale nic się nie wydarzyło. Szopa wyglądała
całkiem zwyczajnie, brak oznak śniegu, lodu czy dziwnego wiatru. Dziwne. Czy to
jakaś sztuczka? Podstęp?
- Emm… hej?! Chyba musicie to
zobaczyć… - Krzyknęła, rozglądając się wokoło.
Zanim doczekała się
jakiejkolwiek reakcji znów poczuła tępy ból głowy, a następnie straciła ostrość
widzenia. Zachwiała się i szybko podparła na belce obok drzwi, żeby nie upaść.
Wszystko jednak szybko minęło w momencie, kiedy Regina wraz z Davidem
przekroczyli próg stodoły. Niemal natychmiastowo zerwał się wiatr i począł
szarpać ubraniami stojących, zmuszając wszystkich do wyjścia z budynku.
- Wydaje mi się, że to ‘coś’ nie
chce was wpuścić do środka… - Emma opadła na śnieg, oddychając ciężko. – Kiedy
ja weszłam, wszystko było ciche i spokojne.
To wszystko stawało
się coraz bardziej pokręcone. Dlaczego stodoła miałaby wybierać sobie, kogo
chce wpuścić, a kogo nie? Tym razem jednak naprawdę musieli odnaleźć Golda, a
potem Elsę, żeby dowiedzieć się prawdy. I to jak najszybciej.
Świetnie piszesz :) nie mogę się doczekać aż wstawisz kolejne rozdziały, życzę,aby wena Ciebie nie opuszczała
OdpowiedzUsuń