I oto jest kolejny rozdzialik, zapraszam do czytania :)
- Mojej pomocy?
Przepraszam? Kim Ty, do cholery jesteś!
Regina nie miała
ochoty na żadne gierki z kimś, kto wyraźnie nie był ze Storybrooke. Zwłaszcza,
że w jakiś sposób użyła swoich zdolności, by obezwładnić Emmę, a teraz prosiła
o przysługi. Uniosła wyżej dłoń, a płomienie nad nią przeskakujące znacznie się
powiększyły.
- Wasza Wysokość, spokojnie. Nie mam
zamiaru nikogo skrzywdzić. – Zaczęła, unosząc ręce na znak uspokojenia
ciemnowłosej. Niestety jej gest był zbyt nerwowy i chwilę potem uleciały z nich
wiązki lodu, które poszybowały prosto w stronę brunetki, a następnie uderzyły
tuż przed nią, zamrażając chodnik. Nieznajoma cofnęła się o krok, obejmując
obie dłonie, by powstrzymać się przed kolejną falą mocy.
- To jest Twój sposób na pokazanie,
że nie chcesz nikomu zrobić krzywdy? – Regina uniosła brew, w końcu prostując
się do pozycji stojącej, by móc wycelować kulę ognia w stronę jasnowłosej,
ponownie się odzywając – I skąd wiesz kim jestem?
- Nie, nie! Poczekaj! Musisz mi
uwierzyć! To nie ja, po prostu czasem nie do końca panuję nad swoimi
zdolnościami i takie są tego skutki… Przepraszam. – Odparła niepewnie,
przygryzając dolną wargę. Widząc jak kobieta unosi rękę, a kula ognia
niebezpiecznie zbliża się w jej kierunku szybko zreflektowała się i
wyprostowała – Znasz osobę, która zamknęła mnie na kilkaset lat w urnie z obawy
o własne bezpieczeństwo. Muszę go odnaleźć, aby odzyskać siostrę.
Brunetka opuściła
nieco dłoń, jak tylko usłyszała ostatnie zdanie wypowiedziane przez niewiastę.
Powoli łączyła ze sobą wątki i dopiero po chwili uświadomiła sobie, że owa
nieznajoma musiała się przedostać do miasteczka razem z Emmą i Hook’iem. Ale, o
jakiej osobie i urnie mówiła?
- Zaraz… Czyżby tą osobą, która Cię
zamknęła był nie kto inny, jak słynny Rumpelstiltskin?
- Znasz go? Jest tutaj? – Zdziwiona
natychmiast obrzuciła Reginę pytaniami, chcąc jak najszybciej dostać się do
siostry. Miała nadzieję, że w końcu ją odnajdzie po tylu latach rozłąki, przez
które obie musiały przejść. W milczeniu obserwowała brunetkę, która zacisnęła
dłoń, tym samym pozbywając się ognistej kuli, czekając aż w końcu się odezwie.
- Owszem, znam. Ale skąd mam mieć
pewność, że nikogo nie zabijesz? I co z Emmą? – Wskazała na nieprzytomną,
rzucając srogie spojrzenie w kierunku kobiety.
Ta kiwnęła jedynie
głową, a następnie zbliżyła się do leżącej. Kucnęła tuż przed nią i uniosła nad
głową dłoń, skupiając na niej całą swoją uwagę. Przez moment pojawiła się lekka
niebieska poświata, która równie szybko zniknęła jak się pojawiła. Chwilę potem
Emma nabrała głęboki wdech, otwierając szeroko oczy.
- Hej… - Regina szybko kucnęła przy
blondynce, pomagając jej się podnieść.
- Co… Co się stało? – Wychrypiała,
pocierając dłonią czoło. Próbowała sobie przypomnieć, w jaki sposób straciła
przytomność, ale ostatnia rzecz, jaką była w stanie zapamiętać to przeraźliwe
zimno, a następnie ciemność. Ciemność, która pochłonęła ją w swe ramiona,
obezwładniając psychicznie i fizycznie. Spojrzała na brunetkę, czekając na
odpowiedź, gdy w między czasie dostrzegła nieznajomą, stojącą kilka metrów obok
nich. Natychmiast zerwała się z miejsca, i nie zważając na zawroty głowy
wstała, by móc osłonić towarzyszkę.
- Emma, spokojnie. Jesteś jeszcze
słaba, nie możesz tak gwałtownie wstawać. – Uspokajający ton głosu Reginy
dotarł do jej uszu, jednak ta nie drgnęła, mierząc spojrzeniem kobietę stojącą
przed nimi.
- Długo jeszcze macie zamiar tak
stać i mnie osądzać? Muszę odnaleźć siostrę, a każda chwila jest istotna. –
Białowłosa przystanęła z nogi na nogę, lekko się niecierpliwiąc. Uratowanie
siostry było dla niej priorytetem, a zdawała sobie sprawę, że im dłużej zwleka,
tym szanse na znalezienie jej znacznie się zmniejszają. Intuicja podpowiadała
jej, że to nie zwiastuje niczego dobrego.
- Nawet nie wiemy czy Rumple ma
jakiekolwiek pojęcie o Twojej siostrze, zakładam, że trochę minęło jak umieścił
Cię w tej urnie… - Brunetka mruknęła, wciąż podtrzymując Emmę, która musiała
nabrać jeszcze sił. Widząc jej zdezorientowaną minę dodała szybko – Tak, Ty ją
tu sprowadziłaś, łamiąc zasady. Może tak się nauczysz stosować do określonych
poleceń.
Emma zignorowała
złośliwy docinek z jej strony, starając się samodzielnie złapać równowagę.
Nadal była nieco otumaniona działaniem dziwnej magii, toteż czasem pojawiały
jej się mroczki przed oczami. I kim, do cholery była ta kobieta w dziwacznej
sukni? Do złudzenia przypominała kogoś z bajek… Zaraz…
- Elsa? Ty jesteś Elsa?
- Nie przypominam sobie, żebym się
przedstawiała, ale owszem, to ja. – Jasnowłosa przeniosła wzrok na blondynkę,
ze wzrokiem pytającym o wyjaśnienie.
Emma pokręciła z
niedowierzaniem głową, nie mogąc uwierzyć, że postać z bajki, którą oglądała w
Nowym Jorku z Henry ’m właśnie stoi przed nią i prosi o pomoc. Co prawda
zdążyła już poznać tyle postaci, że nie powinna być zdziwiona, ale jednak nie
mogła oderwać wzroku z sylwetki kobiety. Zerknęła na Reginę, starając się
znaleźć słów na podniesienie ducha, jednak zamiast tego, zdarzenia sprzed
kilkunastu minut uderzyły w nią niczym błyskawica. Natychmiast przed jej oczami
pojawił się obraz pełnych ust z małą blizną nad górną wargą, które tak
zachłannie całowała. Tego było już za wiele.
- Emma? – Głos Reginy docierał do
niej jak przez mgłę. Próbowała jej odpowiedzieć, jednak głos nie wydobył się z
gardła, a chwilę potem ciemność otoczyła ją ze wszystkich stron aż w końcu
całkowicie traciła przytomność.
--
Kiedy udało jej się obudzić, poczuła,
że leży na czymś miękkim, a na jej czole spoczywa coś wilgotnego. Słyszała w
oddali kilka głosów, lecz nie była w stanie rozpoznać ich właścicieli, więc
zamiast tego spróbowała otworzyć oczy. Ciężkie powieki sprawiały jej niemałą
trudność, jednak w końcu dały za wygraną. Zmarszczyła czoło, czując lekki ból
nasilający się przy każdym ruchu, ale była już w stanie rozpoznać
pomieszczenie, w którym się znajdowała. Spróbowała się podeprzeć na łokciach,
by móc zobaczyć, kto siedzi w kuchni małego mieszkanka, lecz jej próby spełzły
na niczym, a ona sama opadła z powrotem na poduszki. Wypuściła cicho powietrze,
szukając przyczyny jej słabego zdrowia, co okazało się niezwykle trudne do
wykonania.
- Chyba się obudziła. – Głos Snow
dotarł do jej uszu, aż w końcu była w stanie dostrzec krótko ściętą kobietę, z
troską pochylającą się nad jej łóżkiem. – Kochanie? Słyszysz mnie?
Chciała od razu
odpowiedzieć, zapewnić, że wszystko jest w porządku, jednak, gdy tylko
otworzyła usta wydobył się z nich jedynie cichy charkot. Westchnęła i kiwnęła matce
głową, czując nagłą suchość w gardle.
Snow cofnęła się, by
poprosić Davida o przyniesienie szklanki wody, a na jej miejscu pojawił się
Henry, uważnie się przyglądając. Przysiadł na skraju łóżku i zapytał cicho:
- Wszystko w porządku?
Emma nie była w stanie
odpowiedzieć i nie tylko dlatego, że była niesamowicie spragniona. Poczuła jak
jej serce ściska się na widok smutnego dzieciaka, obawiającego się o zdrowie
jego matki. Starając się nie pokazać chwili słabości wyciągnęła rękę i ścisnęła
dłoń chłopaka, pokazując mu tym, że wszystko będzie dobrze. Chwilę potem Snow
powróciła ze szklanką, ostrożnie podając ją leżącej.
- Skąd się tu wzięłam? – Gdy tylko
wypiła jednym duszkiem napój odzyskała głos, i nie czekając na nic zadała
pytanie.
- Regina. Przeteleportowała Was
tutaj, powiedziała, że straciłaś przytomność, a potem wyszła, tłumacząc się
istotnymi sprawami. Wiesz, co się dzieje? – Snow odebrała szklankę od Emmy,
czekając na odpowiedź z jej strony.
Blondynka z lekkim
trudem podniosła się, zdjęła nogi na drewnianą posadzę i poczęła zakładać sobie
buty. Rodzice wraz z Henrym stali przez moment w milczeniu ze zdziwionymi
minami.
- Muszę iść, muszę znaleźć Reginę. –
Wymamrotała, zasuwając zamek od oficerek.
- Zaczekaj, nie możesz tak po prostu
wyjść, trzeba się upewnić, że wszystko w porządku. – David przystanął w progu,
starając się zatrzymać córkę, jednak ta nie miała zamiaru zwlekać.
- Nic mi nie jest, a Regina może
mieć kłopoty. Wrócę za niedługo! – Odkrzyknęła, pospiesznie wychodząc z
mieszkania.
Idąc za swoją intuicją
skierowała się w stronę sklepu Pana Golda, mając nadzieję, że właśnie tam
znajdzie postać z innego świata. Nie miała pojęcia, co robić, ale wiedziała, że
odnalezienie siostry Elsy jest w tym momencie najważniejsze. Sięgnęła
pospiesznie do kieszeni od spodni, by sprawdzić godzinę, nie mając zielonego
pojęcia ile czasu upłynęło od jej powrotu z Zaczarowanego Lasu, a potem
spotkania u Granny’s. Na ekranie telefonu widniała godzina 23:34. Przeklęła
głośno, dostrzegając w końcu w oddali sklep, do którego zmierzała. Kiedy
dotarła na miejsce ze złością mogła jedynie pocałować klamkę, gdyż
pomieszczenie było ciemne, a drzwi zamknięte. Ponownie wyciągnęła telefon, bez
wahania wykręcając numer Reginy.
- Regina? Gdzie jesteś? – Zapytała,
kiedy po kilku sygnałach odebrała.
- Poszłyśmy szukać Golda, ale
nigdzie go nie ma. Zmierzamy właśnie do biblioteki. Wszystko ok?
- T-tak, zaraz tam będę, jestem w
pobliżu. – Ucięła krótko i ruszyła wzdłuż drogi. Zdziwiła ją troska Reginy o
jej zdrowie. Zwłaszcza po tym, co się stało kilkadziesiąt minut temu. Nie miała
jednak czasu na rozmyślania, bo zanim zdążyła podbiec na miejsce ogromna fala
zimna przetoczyła się przez okolicę, pozostawiając ulicę skąpaną w lodzie. – Co
do…?
Chwilę potem zza rogu
wyłonił się Gold, pospiesznie wycofujący się przed Elsą, którą z zaciętym
wyrazem twarzy szła w jego kierunku. Zaraz za nią podążała Regina, próbując
opanować sytuację, a jeszcze dalej, w bezpieczniejszej odległości biegła Belle,
ze strachem wodząc spojrzeniem pomiędzy ukochanym, a nieznajomą. Pierwszy raz
mogła dostrzec na twarzy Rumpelstiltskina coś wyglądającego jak niepokój. Nie
strach, ale niepokój. Czyżby obawiał się Elsy? Od kiedy Mroczny kogokolwiek się
boi?
- Nie mam zamiaru się powtarzać!
Gdzie jest Anna! – Białowłosa traciła nad sobą panowanie, przez co z każdym jej
ruchem chodnik wokoło niej zamieniał się w taflę lodu.
- Kochaneńka już mówiłem. Nie mam
pojęcia. Uspokój się, bo ewidentnie nadal nie potrafisz zapanować nad swoimi
mocami.
Atmosfera pomiędzy
nimi z każdą chwilą robiła się coraz bardziej napięta. Emma w końcu zdecydowała
się wkroczyć między nich, nie mając zamiaru być świadkiem magicznej walki dwóch
potężnych istot. Stanęła kilka metrów przed Goldem, zwracając się w stronę
Elsy.
- Wystarczy. Nie będziemy tu urządzać
sali przesłuchiwań ani walczyć ze sobą. – Odezwała się, nie spuszczając kobiety
z oczu. Z determinacją patrzyła na nią, nie okazując żadnego zawahania.
Kompletnie jej nie znała, ale mogła się domyślać, co czuje ktoś, kto tkwił
przez tyle lat w urnie, nie mając pojęcia, co się dzieję z członkiem rodziny.
Ona sama spędziła całe swoje młodzieńcze lata, szukając rodziców i starając się
dowiedzieć, kim tak naprawdę jest. Nigdy się nie poddawała, choć czasem
napadały ją potężne wątpliwości. Wiedziała jak rodzina jest ważna, dlatego
obrała sobie za zadanie odnalezienie siostry Elsy, choć tak naprawdę na tę
chwilę nie mieli żadnych poszlak, gdzie mogliby ją znaleźć. Tego jednak nie
mogła jej powiedzieć, żeby zrodzić w niej gniew czy niewyobrażalny smutek. Po
kilkunastu sekundach, kiedy żadne z zebranych nie zabrało głosu kontynuowała –
Odnajdziemy Twoją siostrę, musisz mi uwierzyć. Tylko musisz się uspokoić i
postarać panować nad emocjami. Nikt nie chce rozlewu krwi.
Kiedy wypowiedziała
ostatnie zdanie, Gold parsknął śmiechem. Usłyszała jego kroki, aż w końcu
stanął obok niej, podpierając się na swojej lasce. Na jego ustach pojawił się
nikły, niemal ironiczny uśmieszek, a chwilę potem usłyszała jego spokojny głos:
- Nie bez powodu Królowa Arandelle
udała się do mnie z prośbą o pomoc w okiełznaniu jej zdolności, z którymi
wyraźnie nie potrafiła sobie poradzić. Jednakże nie było innego wyjścia, trzeba
było jakoś zapanować nad wieczną zimą, którą sprowadziła przez swoje nieumyślne
zachowania i działanie pod wpływem emocji. Widzę, że przez te kilkaset lat nic
się nie nauczyłaś.
Ostatnie słowa skierował w stronę Elsy, która
w milczeniu stała naprzeciw, surowym wzrokiem mierząc mężczyznę. Zacisnęła
wargi, powstrzymując się od daremnego komentarza. Zamiast tego zdołała jedynie
wyszeptać:
- Poprosiłam Cię o pomoc z
zapanowaniem nad magią, nie o zamknięcie na wieczność w urnie…
- Mam tego dość. Gold, ty podstępna
żmijo, wiedziałeś doskonale, co mógłbyś zrobić, jednak Ty wolałeś ją zamknąć i
odseparować od siostry. Wszystko u Ciebie ma swoją cenę, nie oszukujmy się.
Skrzywdziłeś ją? Co jej zrobiłeś? – Głos Reginy uniósł się echem po okolicy, a
ona ciągnęła dalej – Dobrze wiesz, że i tak prędzej czy później dowiemy się
prawdy, mógłbyś nam to ułatwić.
Tym razem mężczyzna
uśmiechnął się szeroko, widząc na twarzach kobiet złość.
- Anna ma się dobrze. Żyje tu, w
Storybrooke. Ty, Pani Burmistrz powinnaś chyba o tym wiedzieć, skoro to Ty
stworzyłaś to miasteczko. Więcej nie jestem w stanie Wam powiedzieć, przykro
mi. Oh i nie jestem jedynym, który mógłby kogoś zamknąć.
Kończąc to, obrócił
się na pięcie i powolnym krokiem ruszył w stronę auta zaparkowanego na
przeciwległej stronie ulicy. Otworzył drzwi po stronie pasażera i odwrócił się
w stronę Belli, wciąż stojącej nieruchomo kilkanaście metrów dalej. Gestem
głowy zachęcił ją do zajęcia miejsca, a chwile potem on sam obszedł samochód i
wsiadł za kierownicą. Szatynka szybkim krokiem dołączyła do ukochanego,
zamykając za sobą drzwi, a Gold odpalił i powoli odjechał z miejsca spotkania
jak gdyby nigdy nic, zostawiając kobiety na środku ulicy.
Czytałam to już na początku, ale byłam w wannie :d i zapomnialam potem coś naskrobac.
OdpowiedzUsuńOgólnie meggaaaa mi się podoba. Jestem zakochana w twoim SQ od pierwszej linijki i nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów.
Podoba mi się to, że idziesz całkiem innym torem niż w serialu. Chyba nawet wolę twoją wersję niż tę serialową. No nic, czekam na III.